Wrzesień 2006 - Egipt

0


Dwa tygodnie spędzone w Egipcie były super. Mały, kameralny hotel, przepyszne jedzenie (mój mąż zawsze podkreśla - jedyne w swoim rodzaju słodycze :) piękna rafa, słońce... Słonce lejące się z nieba, żar kapiący na ciało, większość czasu spędziłam pod parasolem więc nie wróciłam z Sharm El Sheikh opalona ;) Jedyny minus to brak piaszczystej plaży, mieszkaliśmy przy Pinkie's Wall - 200 metrowa ściana różowo-zielonej rafy, za plażę służyły skały i urwisko. Pierwszym razem wskoczyłam do wody spokojnie i pewnie, chciałam obejrzeć rafę, popłynąć za ławicą, dotknąć podwodnych brokułów... Jak wyszłam i przez przypadek dowiedziałam się, że ta niewinnie wyglądająca ściana to prawdziwa przepaść - nie weszłam już więcej do wody. Przy Pinkie's Wall prawdziwą rewelacja są ryby, mnóstwo kolorowych rybek podpływających do stóp, krążących wokół nóg (oczywiście dopiero po fakcie dowiedziałam się, że ósemki robią ryby które zaraz chcą atakować - tego w przewodnikach nie pisali ;)

Po lewej krab, po prawej Pinkie Wall











Kair
Niezapomniane przeżycia, w środku nocy, na stacji benzynowej, "gdzieś na pustyni ", czekaliśmy na autobus z Rosjanami aby wspólnie udać się na poznawanie Kairu. Wrażenia bezcenne. To była tania i ekstremalna wersja wycieczki. Jak wiadomo każdej wyprawie do Kairu towarzyszą uzbrojeni żołnierze, wiedziałam o tym, a mimo to trochę dziwnie się czułam budząc się w nocy i widząc lufę karabinu... Kair jest cudny, brudny i czysty, pachnący i śmierdzący, stary i nowy, bogaty i biedny, wszystko w jednym miejscu. To największe miasto Afryki "Miasto tysiąca minaretów" i chyba najbrudniejszy odcinek Nilu. Poranek spędziliśmy w Narodowym Muzeum Egipskim, piękne zbiory, całość jednak stanowi wrażenie niedofinansowanego Jako dziecko (mniejsze i większe :) dużo czytałam o grobowcu Tutenchamona, cudownie było zobaczyć jego skarby. Jednak największą atrakcja Egiptu okazały się piramidy: Chefrena, Cheopsa i Mykerynosa. To naprawdę robi wrażenie... Tak jak najbardziej zagadkowa rzeźba świata Sfinks. Popołudniu udaliśmy się jeszcze do meczetu, na targ, oraz obowiązkowo do fabryki perfum i Muzeum Papirusów. Chciałabym jeszcze wrócić do Kairu na dłużej...

Wizyta w meczecie (Kair), wizyta pod piramidami (Giza)















Polonez ? :-), widok na Nil i Kair












Synajski Park Narodowy Ras Moham
ed
Moja pierwsza wyprawa na snurkowanie. Pierwsze miejsce i strach, przecież ja nigdy nie snurkowałam! Czy ja potrafię? Na wszelki wypadek cały czas trzymałam się męża :) Jak się później okazało snurkowanie to jedna z najprzyjemniejszych rzeczy w Egipcie. Było bosko! Cudowne miejsca, fantastyczne podwodne widoki. Nauczyłam się, że przed wejściem do wody, trzeba napluć do maski wtedy nie zachodzi parą ;)

Ras Umm Sid - The Temple - wybrzeże wyspy Tiran
Po pierwszej wyprawie na snurkowanie szybko zapragnęliśmy drugiej. Miejsce snurkowe The Temple jest cudne, ale rafa przy wyspie Tiran pobiła wszystkie inne, mogłabym tam pływać godzinami. Duże ławice małych rybek, podwodna flora, korale, płaszczki, jeżowce, skrzydlice, mureny... Ogrom kolorow, form, kształtów. Obok wyspy znajduje się również wrak statku, "zaparkowany" na rafie.


Luty 2006 - Tylicz

0


To była prawdziwa zima. Zaspy śnieżne w Tyliczu sięgały ponad dach samochodu, wydrążonymi tunelami poruszaliśmy się między domami, a śnieg padał i padał... Przygodę ze snowboardem rozpoczęliśmy od oślej łączki: wdrapanie się na "szczyt", zjazd, lądowanie na tyłku i tak w kółko. Pierwszego dnia byłam ubrana w podkoszulek, sweter, polar, kurtkę, drugiego dnia byłam już tylko w podkoszulku i kurtce. Trzeciego dnia bolało mnie wszystko, nawet te części ciała o których nie wiedziałam, że je mam. Po trzecim dniu rozpoczęłam naukę wjazdu na prawdziwą górę wyciągiem orczykowym... i uczyłam się do końca pobytu. Orczyk, snowboard i ja to zestaw który nie przypadł sobie do gustu, zwiedziłam zaspy śnieżne na każdym metrze wyciągu - po obu stronach ;) Finalnie zdobyłam górę orczykiem!



Jak ciężko ubrać deskę...









Jak dobrze ubrać deskę :)









...i w dół.





Luty 2006 - Szla

0


Tato naszego kolegi prowadzi gospodarstwo agroturystyczne w miejscowości Szla. W Szla poza owym gospodarstwem jest tylko las, półkonie, kozy, cisza i spokój. Mimo tego, że okolica nie jest bogata w atrakcje bardzo lubimy tam jeździć. Ta wyprawa była wyjątkowa, bowiem do całego naszego towarzystwa dołączył dzik. Dzik miał dziki humor... A dzik i Łoś to już zupełnie odrębna historia. To był kultowy wyjazd.



Początek imprezy...










DJ DZIK








Na kolacje będzie pieczony dzik!
czyli Lady i Łoś w akcji









Jacko?









Koniec imprezy.







Strona gospodarstwa agroturystycznego "Podbór":
http://www.podbor.pl/index.html

Listopad 2005 - Krzyżtopór, Ujazd

0


Zamek Krzyżtopór
"...przed powstaniem Wersalu był to największy kompleks pałacowy w Europie. Symbolizując trwanie w czasie potężnego rodu Ossolińskich, stał się odbiciem kalendarza: miał tyle okien ile dni w roku, tyle komnat ile tygodni, tyle wielkich sal ile miesięcy, wreszcie tyle baszt ile pór roku. Konie w stajniach jadały z marmurowych żłobów, przeglądając się w kryształowych lustrach. W jednej z wielkich sal rolę sufitu spełniało akwarium, w którym pływały egzotyczne rybki. Wieżę, gdzie znajdowała się owa sala zbudowano na źródle, z którego po dziś dzień wypływa woda." z oficjalnej strony zamku.











Czerwiec 2005 - Stegna

0


Zaczęło się pięknie, zebrani, zapakowani wyruszyliśmy w trasę. Dojechaliśmy do granicy Warszawy i koniec - korek. Korek do "samego morza". Na szczęście w połowie trasy znajduje się Dąbrówno więc szybko zmieniliśmy plany i wylądowaliśmy nad jeziorem z kartonami piwa. Po ciężkiej nocy postanowiliśmy kontynuować podróż i jednak dotrzeć nad morze :)
Pole namiotowe w Stegnie to głównie szyszki, szyszki i szyszki. Śpiąc w namiocie czuje się szyszki pod każdą częścią ciała. Szyszki i igły. Wieczór spędziliśmy na plaży budując z piasku gołą babę oraz obserwując zachód słońca. Zupełny luz blues...




Odpoczynek po bardzo ciężkiej pracy jaką jest rozbicie namiotu.








Blade WIPy i morze










Co WIPy mają w głowie...









Bez komentarza :)









Droga powrotna była dokładnie taka sama - jeden, wielki korek, zdecydowaliśmy wracać do stolicy przez wsie i pola, naprawdę wsie i pola. Najgorsze było to, że następnego dnia trzeba było zjawić się w pracy.

Maj 2005 - Lublin, Chełm, Lublin, Chełm...

0


Lublin, Chełm, Lublin, Chełm, Lublin, Chełm... To była moja trasa podczas promocji wody mineralnej Kropla Beskidu - piękne pola rzepaku po jednej i drugiej stronie drogi, generalnie bardzo ładna i przyjemna trasa gdyby nie jechać z prędkością 200 km/godz. Czas spędzony z prawdziwym handlowcem uzmysłowił mi, że nigdy nie będę pracować w tak bezpośredniej sprzedaży :) Oprócz amerykańskiego wyzysku był też czas na zwiedzanie Lublina oraz wieczorne śmichy :)



Podczas tego wyjazdu pierwszy raz jadłam w Karczmie Bida (dobra rada - jedna porcja na dwie osoby - mój mąż mówi, że na dwie dziewczyny ;) http://www.karczmabida.lublin.pl/

W drodze powrotnej do stolicy wstąpiliśmy do Kazimierza (Dolnego) nad Wisłą - odnoszę wrażenie, że wtedy to miasto nie było tak oblegane. http://www.kazimierzdolny.pl/

Maj 2005 - Praga, Czechy

0


O Pradze myślałam z pogardą, Kraków to jest piękne, stare miasto, a nie jakaś tam Praga... Kraków to jest coś, nie ma bardziej urokliwego miasta! Oczywiście jak wróciłam z Pragi uroczyście wszystko odszczekałam. Kocham Kraków ale palma pierwszeństwa należy się jednak Pradze.

Pisałam to zdanie na blogu, ale muszę napisać je jeszcze raz:" Nie zawsze śpi się w suchym pokoju z łazienką..." Hotel Sjesta - pierwszy hotel w którym nie zdjęłam ubrań kładąc się na łóżku, co więcej ubrałam polarowy płaszcz i kaptur :) To była prawdziwa noc grozy. W łazience do której trzeba było biec do pobliskiego budynku też ktoś zapomniał napisać na drzwiach damski / męski ;) Rano cieszyłam się, że dopadłam ostatni prysznic pod ścianą - oczywiście prysznice były bez zasłonek ;) Hotelowe śniadanie rozbawiło nas do łez - mały jogurt i lentilki ;)

Praga jest cudna: Hradczany, Złota Uliczka, Mala Strana, stare miasto, Most Karola, dzielnica żydowska Josefov, Tańczący Dom nad Wełtawą, wzgorze Wyszehrad, nowe miasto, obowiązkowa jazda metrem, zagubiony autobus z kierowcą, dwa kufle piwa...

W drodze powrotnej zwiedziliśmy również kopalnię złota w Złotym Stoku: http://www.kopalniazlota.pl/



To musi zostać uwiecznione - Hotel Sjesta ;)

Wrzesień 2004 - Tunezja

0


Tak bardzo chcieliśmy odpocząć na słońcu... Wybór padł na Tunezję (gwarantowane słońce, ciepła woda, piasek i bardzo przyjemna cena), mój pierwszy lot samolotem (!)

Mieszkaliśmy w nadmorskiej miejscowości Sousse, w hotelu Chams el Hana. Hotel bardzo duży, pamiętam, że na stołówce zostaliśmy przydzieleni do stolika razem z parą "Josvigow" - młoda sympatyczna para, chyba trochę się nas bali... Plaża w Sousse jest ogromna, piasek miękki, bardzo drobny i miły w dotyku, woda w morzu bardzo ciepła. W samym mieście jest kilka rzeczy do obowiązkowego zwiedzenia: Ribat- klasztor z wieżą obronną, Wielki Meczet, otoczone murem stare miasto - medyna oraz ogromny targ pod dachem. W medynie należy uważać gdzie się idzie - można dojść do uliczki "czerwonych latarni" ;) Oczywiście w każdym miejscu należy się targować, cena spada kilkakrotnie, męczące jest też nachalne podejście tubylców do turystów bez "one dinar" ani rusz.



Jednego dnia udaliśmy się tuk-tukiem do pobliskiej miejscowości, portu el Kantaoui. Jazda tuk-tukiem to niesamowite przeżycie, którego do końca nie da się opisać... Port piękny, mnóstwo jachtów oraz portowych restauracji. Szkoda, że byliśmy tam tylko jeden dzień.

Wyprawa na wielbłądy, konie i... osły
"Camels? Camels?" Why not ?:) Mimo obaw o organizacje wyprawy - w końcu daliśmy dinary śniademu chłopakowi mówiącemu dwa słowa - było super. Małe wielbłądziątka są naprawę urocze. Oprócz jazdy na wielbłądzie, zaliczyłam "galop"na koniu po piaskach i prowadzenie karawany osłem. Jednak największe wrażenie zrobiło na mnie wypiekanie chleba w piecu po studni. Ciasto przylepia się po wewnętrznej stronie studni i obserwuje jak rośnie, do tego świeżo wyciskana oliwa z oliwek oraz ogromny arbuz - jeden arbuz na całą wycieczkę - gdybym nie widziała to bym nie uwierzyła.



Wyprawa na Saharę
El Jem - Gabes - Matmata - Douz - Słone Jezioro - Oazy Górskie - Kairouan

Początek wyprawy był pechowy, wsiedliśmy do autobusu jadącego do Kartaginy ;) Na szczęście udało się go zamienić i finalnie dotrzeć na Saharę :) Pierwszym miejscem, które udało nam się zwiedzić był ruiny amfiteatru w El Jem - byliśmy pierwszymi osobami, które zwiedzały ruiny tego dnia, więc nie było dzikich tłumów, tylko powiew wiatru historii. Amfiteatr został zbudowany w 230 r. i jest jednym z najlepiej zachowanych na świecie.

Dalsza trasa prowadziła przez nadmorską miejscowość Gabes oraz księżycowy krajobraz Matmaty, gdzie były kręcone Gwiezdne Wojny. W Matmacie zobaczyliśmy również podziemne jaskinie Berberów - rdzennych mieszkańców Tunezji zwanych Troglodytami. Było również pieczenie chleba oraz oliwa ale to już nie był ten sam smak co na wyprawie z wielbłądami... Lunch zjedliśmy w małej niby berberyjskiej restauracji, byliśmy jedynymi osobami, które nie zamówiły Coca-Coli za to zjadły większość arbuzów - zdecydowanie lepiej gasi pragnienie. Popołudniu dotarliśmy do Douz "bramy na Saharę". Oczywiście była jazda na wielbłądach po pustyni, żar lejący się z nieba oraz mnóstwo "pustynnych" naciągaczy (cola na pustyni ma astronomiczne ceny ;) Wieczorna kąpiel w basenie pod gwiazdami była prawdziwym zbawieniem...

Drugi dzień zaczęliśmy od podróży do miejscowości Tezour przez największe słone jezioro w Afryce - Chott el Jerid. Udało nam się znaleźć prawdziwą słoną pustynną róże (!) Następnie zamieniliśmy autobus na samochód terenowy i pojechaliśmy do dwóch oaz górskich - Chebika i Tamerza, fragmentem trasy Paryż - Dakar. Ostatnim miejscem, które zobaczyliśmy była czwarta stolica islamu - Kairouan.

Sierpień 2003 - Sandomierz

0


Sandomierz (położony nad Wisłą) zwany przeze mnie San Domingo, to małe miasto z dużą historią. Główne atrakcje to zabytkowy rynek, zamek oraz Brama Opatowska (oczywiście ciekawych miejsc jest dużo więcej np. stare kościoły, czy synagoga). Z Bramy Opatowskiej można podziwiać piękny widok na miasto, Góry Pieprzowe i Wisłę. Spędziliśmy tam cały dzień, zwiedzając również lessowy Wąwóz Królowej Jadwigi (500 m długości, 10 głębokości).
A gorąco było okrutnie...

http://www.sandomierz.pl/

Kwiecień 2003 - Kraków

0


Kraków to miasto w którym czuję się jak w domu, znane uliczki, przyjazna atmosfera i fantastyczny rynek z "milionem" kafejek. Przed i po tej podróży byłam w Krakowie wiele razy, jednak nigdy nie jechałam do Krakowa autobusem z Warszawy - droga ciągnęła się jak cukierki krówki. Wtedy też po raz pierwszy spałam w prawdziwej studenckiej "melinie", zawartość alkoholu we krwi - gwarantowana!

Luty 2003 - Gdańsk

0


To była piękna, zimowa wyprawa 6 lat temu. Najprzyjemniej wspominam wieczór na gdańskim rynku - kiedy G. kupił 3 róże w cenie przekraczającej 50 PLN oraz pierwszą wizytę w Sphinx'ie. To były czasy, kiedy w tej popularnej sieciówce podawano pyszne jedzenie w ogromnych porcjach.

Wtedy pierwszy raz byłam zimą nad morzem. Zamarznięty brzeg, łabędzie chodzące po lodzie, słońce oraz przejmujące zimno. Było pięknie...