12 listopada 2013 – Taunggyi - hot air baloon festival

0


Dzień spędzamy ogólnie na odsypianiu nocy i zwiedzaniu wioski w której mieszkamy. Może to nie jest wioska, a mini miasteczko. Wszytsko jest ok., poza ilością pyłu i kurzu, która unosi się za każdym razem kiedy ktoś przejedzie skuterem, wozem, czy pojazdem własnej konstrukcji (to całkiem popoularne).

Wieczorem wybieramy się za to na festiwal światła i balonów do pobliskiej miejscowości Taunggyi. W związku z festiwalem w samym Taunggyi i u nas w Nyaungshwe jest bardzo trudno o nocleg, w sumie znalezienie noclegu graniczy z cudem. Dobrze, że mieliśmy wcześniejszą rezerwację. Droga do Taunggyi trwa godzinę i kosztuje 10000 kyatów od osoby, w tym jest również powrót oraz czekanie kierowcy. Na festiwalu jesteśmy koło godziny 18 i zaczyna robić się chłodno, powrót mamy zaplanowany na północ, wtedy będzie już zimno.

Każdy festiwal w Azji rządzi się swoimi prawamia ale jest kilka wspólnych cech, jedną z nich jest jedzenie. Tysiące małych stoisk z jedzeniem każdego rodzaju, zupy, przekąski na patyczkach, sattaye, nudle, ryż w trzech kolorach, słodycze, pieczone kogucie grzebienie, chrząszcze, robaki, pieczone świńskiej ryjki, świnskie ogony i wszystko inne ze świni czego my normlanie nie jemy… Drugą rzeczą która łaczy festiwale jest brak zasad bhp i morze ludzi. Weźmy pierwszy przykład z brzegu: karuzela – koło młyńskie. U nas są zapinane koszyki, zwykle w środku przypina się pasek lub łańcuszek, stoi grzecznie kolejka, ktoś pomaga wsiadać i upenia się, że nie wylecisz z karuzeli. W Birmie koło młynskie to świetna zabawa, wskakujesz gdzie chcesz i jak chcesz, siedzenie na ławeczce (nie zapinasz się nic a nic) jest nudne, najfajniej jest skakać po konstrukcji i kręcić kołem swoim ciężarem. Jak wskoczy tak kilka osób to można się szybciej rozkręcić. Na sam widok robi mi się niedobrze i musze się oddalić. Karuzele dla dzieci nie wyglądaja lepiej.

Nad samym tłumem nikt zbytnio nie panuje, choć musze przyznać, że czuję się dość bezpiecznie (no może poza momentami, kiedy balon nie może wystartować i leci z ogniem na ludzi ;) Wydaje mi się również, że jest bardzo mało kieszonkowców, większa szanse, że samu coś się zgubi niż, że ktoś ukradnie. Jedynym problemem jest alkohol, który w Birmie leje się strumieniami. Idąc alejką na której znajdują się festialowe dyskoteki co chwilę stoi hostessa z próbna whisky, gdyby sumiennie zaliczać wszystkie smaki to na końcu alejki chód byłby mocno zygzakowaty. Fil spróbowal i określił to następująco: mandalay whisky – smooth dla niewtajemniczonych smak smooth whisky = popluczyna whisky z wodą na ciepło. Nie przypadło mu do gustu. Większość bardzo dużo pije, koło północy mało kto chodzi prosto. Mimo wszystko jesteśmy świadkiem tylko jednej sceny, kiedy policja lub jakaś miejscowa służba interweniuje. Jak to Fil powiedział: „Niestety większość bombowców lata poziomo na równi z balonami – problem pijanych uczestników imprez zbiorowych zdecydowanie nie jest tylko polskim problemem, ale tutaj brak jakiejkolwiek agressji tutaj są tylko serpentynujący bawiący się i kroczący wprzód…a czasem w bok i tył.. chlup…”

Najważniejsze są jednak balony! Na placu wielkości ok. trzem boisk do piłki nożnej rozkładają się kolejno drużyny. Każdy region Taunggyi może przygotować tylko jeden balon, drużyną dowodzi jeden lider, może mieć asystentów :) Przygotowanie balonu trwa kilka tygodni, w tym czasie bierze się wolne z pracy i pracuje nad designem, konstrukcją, materiałami. Nigdy do końca nie wiadomo czy balon poleci i czy wszystko uda się złożyć pod okiem sędziów. Balony dzielą się na ładne (świeczkowe) i wybuchowe (ze sztucznymi ogniami). Te pierwsze to misterne wzory ułożone z różnych kolorów lampionów w krótych palą się małe świeczki, te drugie mają specjalne konstrukcje do których przyczepione są fajerwerki.

Jak wygląda proces składania balonu na festiwalu?

1. Najpierw przyjeżdzają samoachody z poszczególnymi częściami: balon, knot, pochodnie, miski na olej, ewentualnie stelarze i inne składowe dekoracji. Razem z drużyną pojawia się ekipa zachęcająca do pracy, grajkowe i muzyczni motywatorzy z bębnami, metalowymi talerzami i gongami.

2. Sędzia zaczyna liczyć czas i cała epika zaczyna szybko składać poszczególne część. Najpierw rozkładana jest czasza balonu, w tym czasie dziewczyny zapalają święczki i wsadzają je do małych lampionów. Jeśli zrobią to za wcześnie świeczki wypalą się i lampiony nie ozdobią czaszy balonu. Jeśli zrobia to za późno, balon będzie wstawał i nie zdążą przyczepić świeczek.

3. Po rozłożeniu balony i przygotowaniu elementów ozdobnych, odpalane są pochodnie i balon jest napełnany ciepłym powietrzem. Zwykle kilka osób wchodzi w pochodniami pod balon (nikt się nie poparzył!). Balon zaczyna rosnąć, w tym czasie cała ekipa rzuca się do dekoracji, małe świeczki nie mogą czekać.

4. Balon udekorowany świeczkami jest już gotowy, teraz należy szybko zainstalować knot, podpalić go ogniem, do specjalnej miski łapać olej który z niego cieknie (mógłby poparzyc osoby trzymające balon – tak balon trzyma się głównie ręcznie :) podczepic ostatanie dekoracje i… zacząć się modlic aby wystartował.

Cała akcja ze skladaniem balonu odbywa się na boisku w dzikim tłumie. Co chwile ktoś krzyczy, że idzie ogień i należy zejśc z drogi, że leją olej, że potrzebują miejsca, że balon ucieka, że leci z ogniem… Nie wyobrażam sobie aby w Polsce ktoś dopuścił taka organizację :) Mimo zagrożeń, które czyhają przy rozkładaniu balonu jest to fantastyczne przeżycie! W momencie, w którym balon unosi się w powietrze cała ekipa skacze ze szczęścia, ściska się i tańczy w rytm tego co wystuka ekipa grającą. Przy pierwszym balonie, którego drużynę obserwowałam na boisku prawie popłakałam się ze szczęścia, kiedy poleciał w górę :)

Niestety był również jeden balon, który nie wzniósł się ponad ziemię. Cała drużyna ze łzami w oczach, spuszczone głowy, żal. Nie ma tańców, nikt nie gra, nikt nie skacze. Przykro było na nich patrzeć jak w milczeniu pakują balon i cała konstrukcję.

Balony złożone z fajerwerków składa się trochę inaczej. Najpierw stawia się balon, a potem w tempie ekspresowym przyczepia się stelaż do którego przyczepione są fajerwerki. Problem jest taki, że fajerwerki należy podpalić w ostatnim momencie kiedy balon jest na ziemi. Kiedy jest ten ostatni moment? Dobre pytanie, a z moich obserwacji wynika, że nie wiadomo :) Jeśli balon nie ma zamiaru tak szybko polecieć do góry to fajerwerki będą strzelać bezpośrednio w ludzi pod balonem! Nie jest to bezpieczne, bo ognie są zwykle duże i mocno strzelające. Co należy wtedy robić? Zwiewać i to szybko. Czasem nawet stanie w odległości kilkunastu metrów od balonu nie pomoże… Co ciekawe jesli balon się wzniesie, pokaz ogni jest fantastyczny, jakby zaprogramowany przez komputer. Tak naprawdę kiedy i jaki ogień wybuchnie reguluje… sznurek, po którym idzie iskra :)

W trakcie festiwalu przez chwilę moim przewodnikiem jest birmańczyk z zielonym ręcznikiem na głowie, opowiada mi jak powstawał balon z jego regionu. Nawet obiecał mi przedstawić lidera, ale tłum nas rozdzielił i już go nie znalazlam.

Koło 22 robi się dośc chłodno. Udajemy się w poszukiwaniu herbaty. Wstepujemy do jednej knajpki pod foliowym dachem i pytamy i herbatę, najpierw po angielsku, potem na migi i w końcu uda mi się dogadać, że chce gorącą herbatę. Połowa sukcesu, teraz jak im powiedzieć, że słabą i w dużym kubku? Obrotny birmańczyk bierze już mała szklaneczkę, ale ja mu pokazuję, że chche w kuflu od piwa, chwila konsternacji, ale zrozumiał. Zalał wodą może 1/3 kufla, a ja mu pokazuję, aby lał dalej. Jest to bardzo dziwne dla niego bo tutaj pije się herbatę w małych szklaneczkach, bardzo mocną i ze skondensowanym mlekiem. Na szczęście udało się i dostaję prawie pełny kubek. Fil zamawia whisky z colą. Siedzimy tak i popijamy nasze drinki, ja już dygoczę z zimna, w opasce, kapturze, skarpetch i sandałach. Po czym pan właściciel przynosi nam zupkę, mówimy, że nie zamawialiśmy ale… weź to wytłumacz po birmańsku. Kosztujemy i okazuje się, że zupa to „rosół z babcynej kury”. Dość przepieprzony ale pyszny! Zjadam prawie cała miskę i od razu robi mi się gorąco. Nie ma to jak świeży rosół z kury z domowego wybiegu. Zjadłam nawet loklaną zieleninę :)

Po rosole wracamy oglądac kolejne balony ale tym razem nie idziemy na płytę tylko stoimy na małym wale i oglądamy balony z oddali. Fantastyczne widowisko. Do hotelu wracamy koło 1 w nocy. Jestem padnięta ale nie żałuje ani minuty.



































0 komentarze:

Prześlij komentarz