18 października 2012 – Patong Beach w filmie "Wakacyjny Koszmar 3"

0

Wybieramy się na Patong Beach aby samodzielnie ocenić co to za miejsce. Łapiemy songthaew, a dokładnie gonimy go ulicą i wskakujemy w trakcie jazdy, nawet biją nam brawo ;) Na plażę Patong jedzie się około godzin z Phuket Town, bilet 25 B - chyba, że jest się Niemcem to kosztuje 45 B!

Docieramy na miejsce. Wchodzę na plaże i czuję, że to TURYSTYCZNE PIEKŁO, WAKACYJNY KOSZMAR 3. Plaża położona w zatoce, zastawiona leżakami, dokładnie 3 rzędami leżaków. Na tych leżakach wylegują się: niemieccy emeryci z młodymi Tajkami u stóp (lub nie tylko u stóp), Rosjanie z grubymi portfelami i chudymi dziewczynami (bez majtek, w zasadzie po dłużej chwili można doszukać się jakiegoś paska między pośladkami), Rosjanki w kowbojskich kapeluszach i pełnym makijażu, młodzi Niemcy i Anglicy (przybyli z w celu wypicia, narozrabiania w klubach i spędzenia kilku nocy z różnymi tajskimi dziewczynami), mnóstwo innych osób, które czują się najlepiej leżąc jak śledzie jeden obok drugiego. To krótki opis plaży.








Teraz krótki opis tego, co za plażą. Bulwar. Kilka McDonaldów, Starbucksów, KFC, Burger Kingów. Mnóstwo klubów z alkoholem, muzyką i innymi rozrywkami. Zalew tandetnych tajskich pamiątek – podróbki torebek, koszulek, zegarków, płyt i czego tam jeszcze dusza pragnie. Sprzedawcy przebiegli, a ceny wzięte z kosmosu (chyba rosyjskiego bo nie mają oporów z płaceniem). Pad Thai za 100 B. W BKK 40 B.

Jak z transportem na sąsiednie plaże? Miejsce opanowane przez mafię taksówkarską. Nie ma miejskiego transportu, aby dostać się np. na Karon Beach trzeba zapłacić pięćset batów. Bardziej opłaca się pojechać miejskim transportem do Phuket Town i przesiąść się w kolejny miejski transport. Co prawda trwa to 2 godziny ale setki batów pozostają zaoszczędzone.

Na Patongu dopada nas deszcz monsunowy, chyba pierwszy raz. Z nieba leją się strugi deszczu, trwa to jakieś kilka minut. Również szybko wszystko schnie.

Ewidentnie nie pasujemy do tego miejsca, dlatego zwiewamy do najbliższego autobusu jadącego w stronę Phuket Town. Tam czujemy się jak u siebie.

Wieczorem kupujemy bilety do BKK na jutrzejszą noc oraz pożyczamy skuter. Nie jestem wielką fanką tego pomysłu, trochę się boję. Parkujemy skuter przed hotelem i zastanawiamy się co robić wieczorem. Wyczytuję, że w jednej świątyni za miastem, dziś wieczorem odbywa się nabożeństwo z kąpielą we wrzątku. Brzmi ciekawie. Odpalamy zatem skuter, bierzemy mapę i wyruszamy. W Tajlandii obowiązuje ruch lewostronny i mamy z tym trochę zabawy, ale dzielnie jedziemy w poszukiwaniu świątyni. Jest już ciemno, a po świątyni ani śladu. Kręcimy się w kółko i nie możemy jej znaleźć. Nie też kogo zapytać. Zaczyna się błyskać i grzmieć. Stwierdzamy, że odpuszczamy wrzące kąpiele i jedziemy do hostelu. Jazda w deszczu i nocą to nie jest to, co tygrysy lubią najbardziej.

Jedziemy i jedziemy, a deszcz czuć już w powietrzu. Jeszcze tylko kilka zakrętów i będziemy bezpieczni. Niestety mylimy drogę i… dopada nas ulewa. Co robić w monsunowym deszczu na skuterze? To co inni, czyli migiem schować się pod najbliższy dach. Czekam zatem z innymi kierowcami skuterów aż przestanie padać. Gdyby nie ten jeden zakręt dotarliśmy w samą porę. Po kilkunastu minutach przestaje padać i kontynuujemy podróż do łóżka.

Co ciekawe, aby wypożyczyć skuter trzeba mieć tylko pieniądze. Nikt nie pyta o prawo jazdy ani o to czy umie się prowadzić skuter. Jedyne co ich interesuje to nazwa hostelu i numer pokoju, inne informacje są zbędne ;-)

Jutro kontynuujemy podróż poznawczą po wyspie Phuket.

0 komentarze:

Prześlij komentarz