24.11.2010 – Wietnam, Hanoi

0

Halong Bay - Hanoi – Lao Cai - Sapa

Leżę w pociągu do Lao Cai. Nad Filem leży Yian, 22-letnia świeża mężatka, nad mną leży jej świeży mąż Huan, są w podróży poślubnej. Razem spędzimy najbliższe 10 godzin, zapowiada się ciekawie… Może nauczę się coś po wietnamsku ;-) W Lao Cai będziemy o 5 rano, potem czeka nas poszukiwanie busa i droga do Sapa. Uwielbiam jeździć lokalnymi środkami transportu! Pociąg nocny to najlepsza opcja podróżowania po Azji, śpisz i jednocześnie jedziesz, coś co backpackersi lubią najbardziej.
Wracając do dzisiejszego dnia, zaczął się przed 6 rano waleniem w drzwi kajuty i wrzaskiem „Do you kayaking?”, odmruknęłam „No” naciągając koc na głowę… „Do you kayaking?” ponowny wrzask nabrał mocy, krzyknęłam „No!” – jednocześnie budząc Fila, który wyskoczył z łóżka i z radością oznajmił „Yes, kayaking”. Kajakowanie o 6 rano nie sprawia mi radości, Fil popłynął z Hansem, a ja wzięłam zimny prysznic nucąc pod nosem - zimnaaaa woda zdrowia doda!

Cale przedpołudnie pływaliśmy dżonką po Halong Bay, cudnie, cudnie, cudnie. Odwiedziliśmy pływającą wioskę, wybraliśmy się na mała przejażdżkę łodzią, generalnie odpoczywaliśmy. Francuzi z którymi trzymaliśmy sztamę okazali się Kanadyjczykami z francuskojęzycznej części Kanady, razem z Chilijczykami o mało nie rozkręciliśmy passport party, a z Hansem można było pogadać, bo mimo 55 lat był naprawdę młody duchem.

Jeszcze tylko lunch i droga powrotna do Hanoi. W Hanoi było mi trochę żal, że każde z nas idzie w swoją stronę. Prawie wszyscy, których do tej pory poznałam mieli przerwę w karierze, bardzo żałuję, że nie zrobiłam sobie rocznej przerwy po studiach. Po kilku miesiącach podróży byłabym na pewno mądrzejsza i inaczej spoglądała na świat.

Na kolacje grzeszymy. Grzech rozpusty w pełnym wydaniu, kurczak, bagietka z czosnkiem i masłem, kaczka, ryż, frytki, sos pomidorowy, sajgonki i mus czekoladowy z zieloną wisienką, do tego pół litra piwa i ledwo wstaję. Idziemy z plecakami przez Hanoi, w przydrożnym sklepie widzę Żubrówkę , wszędzie pełno małych krzesełek i ludzi zajadających PHO, palą dziwne fajki, unosi się zapach gotowanych warzyw, wymieszany ze smażona rybą, wszędzie pełno skuterów i motorków, każdy trąbi i zachwala swoje produkty… Wietnamski zawrót głowy. Docieramy na stację, szukamy peronu nr 9, wsiadamy do pociągu i cieszymy się ciszą oraz faktem, że łóżka są wygodne. Za chwilę nad nas wdrapią się Yian i Huan…

Dochodzi 21. Dziś prawie nie spałam bo sprężyny z lóżka na statku wbijały mi się w plecy, za to jutro udaje się na obowiązkowy masaż. Koniec atrakcji na dziś.
Dobranoc.















0 komentarze:

Prześlij komentarz