To kolejny powrót do Szczawnicy, tym razem ze znajomymi. Wyruszyliśmy w czwartek rano, pierwszy poważny postój był przy znaku drogowym Pacanów, kóz brak. Potem kilka zdjęć nad jeziorem Rożnowskim, awaria sprzęgła i ukochana Szczawnica. Pierwszego dnia mimo ambitnych planów wybraliśmy się tylko na spacer na Słowację - piwo nie smakowało, ale widoki bardzo ładne. Trasa spaceru wiedzie nad Dunajcem, między górami...
Następnego dnia obowiązkowy spływ Dunajcem na początku padał deszcz - niektórzy wyglądali jak Woody Allen w kultowej roli plemnika. W połowie przestało padać zrobiło się ciepło i przyjemnie, na szczęście widoki zrekompensowały mało sprzyjającą aurę. Po spływie szybki pstrąg i wyprawa do wąwozu Homole oraz rezerwatu Biała Woda. W pierwszym okazało się, na samej górze, że jest opcja 3 tras: krótka, dłuższa i najdłuższa... Wybraliśmy dłuższą, z racji ograniczeń czasowych.
Wąwóz Homole
Wąwóz Homole
Rezerwat Biała Woda
Po rezerwatach chcieliśmy zjeść coś słodkiego w Muzycznej Owczarni jednak okazało się, że ze słodyczy jest tylko piwo, piwo i piwo... A u nas nie miał kto pić :) Udaliśmy się w drogę powrotną do Szczawnicy zasiadając wieczorem przy grillu. W sobotę "skoro" świt podzieliliśmy się na dwie drużyny jedna szła zdobywać górskie szczyty, druga zdobywać okoliczne knajpy. Dlaczego ja zawsze muszę trafić do tej gorszej? W pierwszej, zrobiliśmy szlak - Trzy Korony, Ruiny Pienińskiego Zamku, Sokolica... Zejście z Sokolicy od mojego ostatniego razu dużo się poprawiło, są barierki (!). Generalnie szlak się trochę skomercjalizował (nie, nie jest tak źle jak w Zakopanym), ale i tak było fajnie, widoki cudne. Po przyjściu czekała nas już tylko kolacja w gospodingu i łóżko...
Widok z Trzech Koron, widok z Sokolicy