Około 5:50 jesteśmy na dworcu autobusowym w Varanasi, jedziemy lokalnym autobusem do granicy z Nepalem. Autobus jest ekstremalnie brudny. Oczywiście nie ma kllimy, na szczęście można otworzyć okno. Ruszamy i po 2 minutach orientuje się dlaczego w środku jest tak strasznie brudno, cały uliczny pył trafia do środka przez otwarte okna… Z drugiej strony lepiej być brudnym i żywym, niż czystszym ale zdechłym. W połowie trasy ręce mam tak brudne jakbym kopała w ziemi, włosy są sztywne od pyłu i nawet nie mogę ich rozczesać, o twarzy nie wspomnę – ratują mnie tylko duże okulary. Po kilku godzinach stajemy, do środka wchodzi facet i częstuje wszystkich różowym uklejem w plastikowych kubeczkach. Pić, nie pić? Nie ma wyjścia, gość się uśmiecha i mimo mojego oporu dostaje kubeczek. Myślę, w końcu wszyscy to piją, pachnie ok., smakuje jak woda różna, może nie będzie problemów… Za to Fil zaczyna: a wiesz z jakiej to wody, a może się zatrujemy, może trzeba przepić wódką… Wypijam połowę kubka i resztę wylewam za okno. Fil też chce wylać swoje, niestety nie trafia i różowa woda ląduje na mnie. Byłam brudna od pyłu, teraz jeszcze się lepie. Drogi indyjskie są fatalne, trudno to nazwa w ogóle drogą. Nasz kierowca z lubością zalicza wszystkie dziury, mam wrażenie, że czasem nawet przyśpiesza aby podskok był większy. Siedząc z tyły autobusu czuje się jak worek ziemniaków na ciężarówce, lepiej się czegoś trzymać. Dziwne, że cała konstrukcja to wytrzymuje. Fil mówi, że droga którą jechaliśmy, to droga międzynarodowa, miejscami moim zdaniem nie było nawet asfaltu… i tak sobie jechaliśmy 10 godzin.
O 16 jesteśmy w Sonauli. Nie wiem jak się czuję. Po 10 godzinach jazdy dziką przyjemność sprawia mi założenie plecaka i pójście pieszo do przejścia granicznego. Biuro łatwo przegapić, niczym się nie wyróżnia, dwa minutki i opuszczamy Indie, nahstępne biuro i jesteśmy w Nepalu. W nepalskim biurze pracują 4 osoby, jedna przyjmuje paszport, druga podbija pieczątkę, trzecia przelicza pieniądze, czwarta sprawdza i mówi, że wita w Nepalu. Uroczo! Brudopot kapie mi z czoła, uświniłam nawet kartki w paszporcie, nie mówiąc już o wniosku wizowym, który wypełniłam. Do Pokhary zostało nam jakieś 8 godzin jazdy nocą, w przewodniku wyraźnie pisze aby nie podróżować nocą po nepalskich drogach (ze względu nas stan autobusów i dróg), znajdujemy nocleg i postanawiamy skoro świt wyruszyć do Pokhary.
Biorę dwa prysznice, dwa razy myję włosy, 4 razy uszy … Mogę iść spokojnie spać.
PS. Recepcja lojalnie uprzedza, że prąd kończy się o 8 wieczorem i wraca rano więc nie ma co inwestować w klimę, która i tak nie będzie chodzić.
Indyjskie ciężarówki należą do najbardziej kolorowych na świecie
O 16 jesteśmy w Sonauli. Nie wiem jak się czuję. Po 10 godzinach jazdy dziką przyjemność sprawia mi założenie plecaka i pójście pieszo do przejścia granicznego. Biuro łatwo przegapić, niczym się nie wyróżnia, dwa minutki i opuszczamy Indie, nahstępne biuro i jesteśmy w Nepalu. W nepalskim biurze pracują 4 osoby, jedna przyjmuje paszport, druga podbija pieczątkę, trzecia przelicza pieniądze, czwarta sprawdza i mówi, że wita w Nepalu. Uroczo! Brudopot kapie mi z czoła, uświniłam nawet kartki w paszporcie, nie mówiąc już o wniosku wizowym, który wypełniłam. Do Pokhary zostało nam jakieś 8 godzin jazdy nocą, w przewodniku wyraźnie pisze aby nie podróżować nocą po nepalskich drogach (ze względu nas stan autobusów i dróg), znajdujemy nocleg i postanawiamy skoro świt wyruszyć do Pokhary.
Biorę dwa prysznice, dwa razy myję włosy, 4 razy uszy … Mogę iść spokojnie spać.
PS. Recepcja lojalnie uprzedza, że prąd kończy się o 8 wieczorem i wraca rano więc nie ma co inwestować w klimę, która i tak nie będzie chodzić.
Indyjskie ciężarówki należą do najbardziej kolorowych na świecie
0 komentarze:
Prześlij komentarz