9 czerwca 2012 – Praga, Czechy

0

Jedną z największych atrakcji Pragi jest stary zegar astronomiczny Orloj. Co godzinę pod zegarem zbierają się tłumy aby zobaczyć przedstawienie: kościotrup przechyla klepsydrę, w oknie ukazują się figurki 12 apostołów, otwierają się drzwiczki i pojawiają się kolejne figurki, dzwoni dzwonek. Całe show jest wg mnie przereklamowane i nie warte stania w tłumie w słońcu. Tym razem show było jeszcze krótsze, nie otworzyły się drzwiczki, ciekawe czy to wynik ostatniego ataku na zegar czy może oszczędności?





Objedzeni stekami w Crazy Cow (jadłam pyszny stek z kury ;), leniwie wyruszamy w miasto. Nina wyczytuje, że w Kościele św. Jakuba znajduje się 400letnia zasuszona ręka złodzieja. Ożywiam się, zasuszona ręka? Nigdy nie widziałam zasuszonej ręki! Legenda głosi, że złodziej chciał ukraść szlachetne kamienie z ołtarza lecz jego nikczemne ramię został pochwycone przez Matkę Boską. Ale żeby tak, Matka Boska urwała rękę? Gdzie przebaczenie i litość nad grzesznikiem? Wchodzę do kościoła i… okazuje się, że można podejść tyko do ławek, dalej jest sznurek. Pierwsza myśl, prześlizgnę się pod sznurkiem i pobiegnę cichutko do nawy pod ołtarzem, w końcu nie codziennie nadarza się okazja zobaczenia zasuszonej ręki. Już zbieram się do szaleńczej pogoni między ławkami, a tu na posadzce za sznurkiem znajduje się malutka karteczka z napisem „ALARM”. Jestem zła, taka okazja, a tu alarm. Fil pokazuje mi czujniki, pytam czy na pewno są włączone i działają, a tu ktoś wstawia stopę za sznurek i czujnik zaczyna piszczeć. Jestem zawiedziona, odwracam się i trafiam na tablicę ze zdjęciem ręki. Na zdjęciu widać kawałek białego muru i sufit, szukam takiego samego muru w kościele i… ręka wisi zaraz przy wejściu w nawie bocznej za tablicą! Udało się! Co prawda wisi tak wysoko, że wygląda jak zasuszony lis, ale liczy się fakt, że znalazłam i zobaczyłam.





Wracamy na rynek i wchodzimy do Kościoła Tyńskiego, wejście ukryte pomiędzy dwoma restauracjami. Prosto wejście do kościoła w lewo do toalety – niestety trzeba mieć specjalny voucher z restauracji aby skorzystać lub zapłacić 5 koron ;) Śladem praskich kościołów udajemy się przez Most Karola do Kościoła św. Mikołaja, podejście nr 2. Wejście dla odmiany płatne ale warto wejść. Fantastyczna kopuła w freskami robi wrażenie, przestrzeń, zdobienia utrzymane w stonowanej kolorystyce, złote figury i plastikowy marmur ;) Co prawda wygląda jak prawdziwy ale wystarczy zapukać i odpowie nam głuche echo…





Wieczór spędzamy U Černého koníčka pijąc piwo i oglądając mecz Niemcy - Portugalia. Oczywiście wygrali Niemcy (wspierani przez naszych).

Plany na jutro? Droga do domu.

8 czerwca 2012 – Praga, Czechy

0

Dzisiaj Hradczany. Zaczynamy od Złotej uliczki na której gubimy Grze, znajdujemy dom Magdaleny i machamy Krecikowi w oknie. Idziemy do Katedry św. Wita, niestety tym razem podziemie jest zamknięte i omija nas widok zmumifikowanych zwłok. Katedra jest piękna, choć w Polsce mamy katedrę w Pelplinie, która troszkę przypomina tą czeską. Może nie z zewnątrz, bo nie jest tak misternie zdobiona ale przestrzeń i atmosfera na pewno są podobne. Po katedrze zaglądamy na wystawę pt. Skarby katedry św. Wita – mnóstwo relikwiarzy (a to kostka, a to ząb, a to kawałek ubrania), piękne monstrancje, diamenty, złoto, srebro, kamienie… Aż się kręci w głowie od bogactwa. Dostajemy pamiątkowe monety i ruszamy na Zamek Praski.















Na zamku nie można robić zdjęć, ale komórka Grze dyskretnie miga światełkiem ;) Jest gorąco i powoli mamy dość zwiedzania, zbliża się czas na czeskie piwo i czeski obiad. Przez ogrody królewskie i Belveder pomykamy tramwajem na obiad.

Z pełnymi brzuchami ruszamy do Kościoła św. Mikołaja, niestety jest już wieczór, a w kościele jest koncert więc nic nam się nie udaje zobaczyć. Mostem Karola udajemy się na druga stronę rzeki, szukamy miejsca na wieczorne piwo i mecz… Nie jest to łatwe ale udaje się! Oczywiście, że przeżywamy mecz, tzw. ja i Nina, bo Grze i Fil są bardziej zainteresowani kuflami i pieczonymi żeberkami. Brawooooooooo Tytoń! Polska remisuje z Grecją w pierwszym meczu Euro 2012.

Wracamy do pokoju, przebieramy się i szybkim krokiem ruszamy na Nabrzeże Masarykovo, przechodzimy od mostu Jiraskuv do mostu Legii, na niebie trwa Armagedon…


- Co tam chłopcy fotografujecie?
- My? Most Karola...



Przy zejściu z Mostu Karola, w małym podwórku, trafiliśmy na ciekawą instalację, cztery pistolety zawieszone w powietrzu, do tego odgłosy strzałów i bitego szkła z ukrytych głośników...



Nabrzeże Masarykovo



Tańczący dom (Tančící dům lub prościej Ginger i Fred :) – postawiony w 1996 r. na prawym brzegu Wełtawy w Pradze w dzielnicy Nové Město awangardowy budynek projektu pary architektów: Vlado Milunića i Franka Gehry'ego. Swą nazwę zawdzięcza kształtowi, w którym można dopatrzeć się sylwetki tańczącej pary Freda Astaira i Ginger Rogers.



- Patrz Fil, w Pradze można iść do siłowni nocą...







Fajerwerki i zachód słońca nad Wełtawą







7 czerwca 2012 - Praga, Czechy

0

Szybka zmiana planów i jedziemy do Pragi z Grze i Niną. Dobrze mieć Ninę na pokładzie, ma przewodnik i wie co chce zwiedzać. Taka osoba jest niezbędna na wyprawie. Co prawda przez trzy dni będzie klęła na swój przewodnik, ale lepszy beznadziejny niż żaden (beznadziejny przewodnik to Praga Step by Step by Berlitz). Śpimy u pani Mili, tzn. w mieszkaniu, które obsługuje pani Mila i pan Jurij. Nie ma żarówek, nie działa gniazdko w kuchni, jest gorąco ale jest wszędzie bardzo blisko – to najważniejsza rzecz po nocnej wizycie na mieście.

Nina sprawdziła, że w Pradze jest jeszcze czynna wystawa The Human Body. Dwa słowa o wystawie: została zainicjowana przez Guntera von Hagensa, przedstawia zwłoki ludzi i zwierząt oraz ich fragmenty, poddane plastynacji. Wystawa była prezentowana na całym świecie wzbudzając równocześnie wielkie zainteresowanie oraz akty sprzeciwu.



Von Hagens twierdzi, że pokazywane na wystawach zwłoki po plastynacji, pozyskuje drogą darowizn ciał, dokonywanych przez samych dawców jeszcze za ich życia. Przeciwnicy wystawienniczej działalności von Hagensa wysuwali oskarżenia, że część zwłok von Hagens kupił od władz chińskich po wykonywaniu wyroków śmierci, głównie na młodych skazańcach. Jaka jest prawda, pewnie nigdy się nie dowiemy…

Na mnie wystawa zrobiła duże wrażenie. Nasze ciało jest niesamowicie skomplikowaną maszyną, mnogość systemów, naczyń, połączeń… To prawdziwy cud, że wszystko działa. Zafascynowały mnie mięśnie (finezyjnie ułożone włókna) oraz układ krwionośny (czerwona woalka w naszym organizmie). Czy byłam w szoku? Nie, ta wystawa to świetna lekcja anatomii. Ciało ludzkie od środka. Jedyne co mnie rozczarowało to… długość wystawy, w sumie obejrzeliśmy wszystko w godzinę i czułam pewien niedosyt.

Po wystawie pijemy zimne, czeskie piwo i wracamy na drugą stronę rzeki. Szwędamy się po Vaclavske Namesti i szukamy knajpy w której kiedyś spędziliśmy Sylwestra. Niestety Ferdinand Bar ze świnką w logo już chyba nie istnieje, sprawdziliśmy wszystkie podejrzane uliczki i nic… Szkoda, bo mamy stamtąd miłe wspomnienia – 23 śliwowice… Przechodzimy przez stare miasto i szukamy miejsca na kolacje. W sumie zadanie łatwe: ma być czysto, niezbyt drogo, w miarę chłodno… Niestety na całej praskiej starówce nie ma lokalu godnego naszej czwórki ;) Jest już późny wieczór, jesteśmy głodni, zmęczeni drogą, całodziennym chodzeniem dlaego postanawiamy wrócić do domu. Fil dzieli się swoim pomysłem, że zostały jeszcze kanapki i wódka w lodówce więc może zamiast czeskiego wieczoru zrobimy wieczór polski, Grze dorzuca, że są jeszcze konserwy… ;) Na szczęście pod domem jest mały pub i pomysł polskiego wieczoru upada (całe szczęście, bo nie wyobrażam sobie siebie z konserwą ;), rzutem na taśmę zamawiamy jedzenie i zimne piwo.

Padamy ze zmęczenia, jutro też jest pracowity dzień.