PATPONG – bijące serce seks biznesu tajskiej stolicy. Patpong to kilka ulic, obok wielkiego bazaru nocnego oferującego podróbki i pamiątki. Trudno tu skupić swoją uwagę na zakupach czy oferowanym na stolikach asortymencie (m.in. erotyczne gadżety i filmy np. bajka dla dorosłych Shreck). Wszędzie pełno klubów go-go i półnagich dziewczyn. Na targu ceny są bardzo wysokie, kilkanaście razy wyższe niż w innych miejscach BKK, trzeba się albo bardzo mocno targować albo… odpuścić nocne zakupy. Z ciekawostek - do łez rozśmieszyła mnie sytuacja w której sprzedawca prezentował i zachwalał po tajsku wibrator, męskiemu amatorowi różowych zabawek!
Jednak nie na zakupy ciągnie tu rzesza europejczyków. Panów z brzuszkami, których okres młodości przypadał na lata II wojny światowej, panów ze spodniami podciągniętymi powyżej pępka, panów w sandałach i skarpetach, panów niezbyt urodziwych, kulawych i garbatych… Posiadających magiczną zdolność przeistaczania się w Brada Pitta, gdy tylko wezmą do ręki portfel lub złotą kartę kredytową. Ciągną tu również stada podchmielonych młodych mężczyzn, którzy zostawili swoje laptopy w drogich hotelach i chłopców z długimi włosami, którzy upchali swoje plecaki na KhaoSan Rd. Wszyscy pragną jednego – spotkania z młodymi tajskimi dziewczynami. Przybytki Patongu świadczą usługi głównie cudzoziemcom i podzielone są według specjalizacji: bary show, go-go, oferujące chłopców, oferujące dziewczyny, młode, starsze i z dużym doświadczeniem, homo, hetero, transs… Wszystko kolorowe, dudniące, migające i błyszczące. Oprócz tzw. bar girls są również freelancerki. Bar girls zwykle stoją przed barami solo lub w stadzie. Mają za zadanie wciągnąć klienta do „pieczary rozkoszy”, gdzie rozkosz jest jedną z ostatnich rzeczy jaką odczuje. Pierwszą będzie duży rachunek za alkohol, a w razie dochodzenia swoich praw konsumenckich odczuje również dużą rękę dużego ochroniarza. Na jednej ulicy bar girls stały stadkami tematycznymi, tu młode siostry gotowe do uleczenia tego i owego, tu seksowne nauczycielki które z chęcią zdzielą klienta linijką po… tyłku, tu diabełki, tu aniołki, tu kabaretki. Jest w czym wybierać.
A co się dzieje w barze? W barze przy rurkach i klientach wiją się skąpo odziane dziewczyny. W sumie dziewczynki bo nie wyglądają na więcej niż 13, 14 lat. Z mocnym makijażem, w mini strojach kąpielowych, czatują na klientów którzy, postawią im drinka, kupią taniec albo pięterko. Te bardziej doświadczone są głównymi atrakcjami show np. ping pong show – proszę uruchomić swoją wyobraźnię. Słyszałam, że jak ktoś siedzi w pierwszym rzędzie może otrzymać również autograf (nie, nie trzymają flamastra w ręce). To tyle w kwestii show. Uśmiechnięte od ucha do ucha cieszą się, że zarabiają niebotyczne jak na tajskie warunki pieniądze. Uśmiech schodzi, kiedy po nocy wszystkie wracają do wspólnie wynajętego pokoju. Tak wygląda druga strona Krainy Uśmiechu.
Wbrew pozorom Tajowie nie są narodem seksualnie liberalnym. Poza barami i salonami masażu obowiązują dosyć sztywne normy. Nie zobaczymy całujących się czy obejmujących par na ulicach, nie jest to mile widziane. Nawet dziewczyny z barów go-go idące z klientem ulicą nie pozwalają się obłapiać (oczywiście są wyjątki, region Pattaya oraz Patong ;) Na plaży nigdy nie widziałam Tajki topless. Skoro tajska kultura jest powściągliwa w TYCH sprawach skąd tyle prostytutek i miejsc rozpusty?
Wynika to właśnie, nie inaczej niż z... tajskiej kultury. Wiele dziewczyn pracujących w seks branży pochodzi z bardzo ubogich, biednych rodzin. Nie tylko z Tajlandii, również z Birmy czy Nepalu. Najczęściej opisywany rejonem w Tajlandii z którego pochodzą dziewczyny jest Isaan. Dziewczyna z Isaan jedzie do BKK, najpierw sprząta w barach po klientach (najgorsza praca), jednak zarobione pieniądze nie pozwalają jej się utrzymać i jednocześnie wspomagać rodziny na prowincji. Przy pierwszej nadarzającej się okazji wskakuje na rurkę lub zostaje freelancerką. Zaczyna zarabiać dość duże pieniądze, jednak rodzina zaczyna żądać więcej i więcej aby kupić tzw. „twarz”. Jeśli ma się córkę prostytutkę i pieniądze za które można kupić najpierw nowe garnki, potem złoto, potem wybudować i wyposażyć dom to wszystko jest w porządku. Lista potrzeb takiej szybko wzbogacającej się rodziny rośnie z dnia na dzień. Sąsiedzi mogą tylko patrzeć z zazdrością, że nie mają córki z wdziękami i zdolnej nauczyć się kilka słów po angielsku, aby móc zarabiać swym ciałem zamiast zbierać ryż na polu. Wtedy w rodzinie nikt już nie musi pracować, bo po co? Skoro są pieniądze. Edukacja na prowincji nie jest tania, nikt nie inwestuje w edukację dziewczynek. Bez wykształcenia, bez znajomości języków, bez obycia, łatwo wpadają w spiralę branży. Czytałam o dziewczynie, która w wieku nastu lat utrzymywała z prostytucji 6 osobową rodzinę. Z przesłanych pieniędzy rodzina wybudowała piętrowy, murowany dom, wyposażyła go w wszystkie niezbędne sprzęty, założyła ogród, wydawała przyjęcia. W pewnym momencie u dziewczyny pojawiły się objawy schizofrenii, które z czasem zaczęły się nasilać. Oczywiście nie mogła już pracować. Wróciła zatem do domu. Co ją czekało po powrocie? Rodzina nie chciała jej znać, nie została wpuszczona do murowanego domu i zamieszkała w starym szałasie na palach bez bieżącej wody i prądu. Są pieniądze jest „twarz”, nie ma pieniędzy nie ma „twarzy” i rodziny.
Tak jak rodziny traktują swoje córki, tak one traktują swoich klientów. Chodzące bankomaty. Wysysają ich portfele do ostatniego dolara, euro czy innej waluty. Często panowie zakochani w ślicznej Tajce o skórze koloru mlecznej czekolady, przesyłają jej pieniądze ze swojego kraju. Obiecała, że zerwie z branżą jak tylko będzie miała wsparcie! Tylko, że ta mała, słodka istotka ma… kilku takich zakochany farangów. Pieniądze zaś spokojnie płyną na tajską wieś, na pewno nie korzysta z nich dziewczyna. Smutne to wszystko.
Niestety, dopóki w Tajlandii za pieniądze będzie można kupić wszystko, łącznie z ciałem, dopóty będzie się rozwijać zjawisko masowej seksturystyki. Patpong rozbudza ciekawość, ale też razi beznadziejną sytuacją tutejszych dziewcząt i chłopców, kobiet i mężczyzn, którzy pozbawieni perspektyw tkwią w branży tak długo, jak tylko mogą…
Jednak nie na zakupy ciągnie tu rzesza europejczyków. Panów z brzuszkami, których okres młodości przypadał na lata II wojny światowej, panów ze spodniami podciągniętymi powyżej pępka, panów w sandałach i skarpetach, panów niezbyt urodziwych, kulawych i garbatych… Posiadających magiczną zdolność przeistaczania się w Brada Pitta, gdy tylko wezmą do ręki portfel lub złotą kartę kredytową. Ciągną tu również stada podchmielonych młodych mężczyzn, którzy zostawili swoje laptopy w drogich hotelach i chłopców z długimi włosami, którzy upchali swoje plecaki na KhaoSan Rd. Wszyscy pragną jednego – spotkania z młodymi tajskimi dziewczynami. Przybytki Patongu świadczą usługi głównie cudzoziemcom i podzielone są według specjalizacji: bary show, go-go, oferujące chłopców, oferujące dziewczyny, młode, starsze i z dużym doświadczeniem, homo, hetero, transs… Wszystko kolorowe, dudniące, migające i błyszczące. Oprócz tzw. bar girls są również freelancerki. Bar girls zwykle stoją przed barami solo lub w stadzie. Mają za zadanie wciągnąć klienta do „pieczary rozkoszy”, gdzie rozkosz jest jedną z ostatnich rzeczy jaką odczuje. Pierwszą będzie duży rachunek za alkohol, a w razie dochodzenia swoich praw konsumenckich odczuje również dużą rękę dużego ochroniarza. Na jednej ulicy bar girls stały stadkami tematycznymi, tu młode siostry gotowe do uleczenia tego i owego, tu seksowne nauczycielki które z chęcią zdzielą klienta linijką po… tyłku, tu diabełki, tu aniołki, tu kabaretki. Jest w czym wybierać.
A co się dzieje w barze? W barze przy rurkach i klientach wiją się skąpo odziane dziewczyny. W sumie dziewczynki bo nie wyglądają na więcej niż 13, 14 lat. Z mocnym makijażem, w mini strojach kąpielowych, czatują na klientów którzy, postawią im drinka, kupią taniec albo pięterko. Te bardziej doświadczone są głównymi atrakcjami show np. ping pong show – proszę uruchomić swoją wyobraźnię. Słyszałam, że jak ktoś siedzi w pierwszym rzędzie może otrzymać również autograf (nie, nie trzymają flamastra w ręce). To tyle w kwestii show. Uśmiechnięte od ucha do ucha cieszą się, że zarabiają niebotyczne jak na tajskie warunki pieniądze. Uśmiech schodzi, kiedy po nocy wszystkie wracają do wspólnie wynajętego pokoju. Tak wygląda druga strona Krainy Uśmiechu.
Wbrew pozorom Tajowie nie są narodem seksualnie liberalnym. Poza barami i salonami masażu obowiązują dosyć sztywne normy. Nie zobaczymy całujących się czy obejmujących par na ulicach, nie jest to mile widziane. Nawet dziewczyny z barów go-go idące z klientem ulicą nie pozwalają się obłapiać (oczywiście są wyjątki, region Pattaya oraz Patong ;) Na plaży nigdy nie widziałam Tajki topless. Skoro tajska kultura jest powściągliwa w TYCH sprawach skąd tyle prostytutek i miejsc rozpusty?
Wynika to właśnie, nie inaczej niż z... tajskiej kultury. Wiele dziewczyn pracujących w seks branży pochodzi z bardzo ubogich, biednych rodzin. Nie tylko z Tajlandii, również z Birmy czy Nepalu. Najczęściej opisywany rejonem w Tajlandii z którego pochodzą dziewczyny jest Isaan. Dziewczyna z Isaan jedzie do BKK, najpierw sprząta w barach po klientach (najgorsza praca), jednak zarobione pieniądze nie pozwalają jej się utrzymać i jednocześnie wspomagać rodziny na prowincji. Przy pierwszej nadarzającej się okazji wskakuje na rurkę lub zostaje freelancerką. Zaczyna zarabiać dość duże pieniądze, jednak rodzina zaczyna żądać więcej i więcej aby kupić tzw. „twarz”. Jeśli ma się córkę prostytutkę i pieniądze za które można kupić najpierw nowe garnki, potem złoto, potem wybudować i wyposażyć dom to wszystko jest w porządku. Lista potrzeb takiej szybko wzbogacającej się rodziny rośnie z dnia na dzień. Sąsiedzi mogą tylko patrzeć z zazdrością, że nie mają córki z wdziękami i zdolnej nauczyć się kilka słów po angielsku, aby móc zarabiać swym ciałem zamiast zbierać ryż na polu. Wtedy w rodzinie nikt już nie musi pracować, bo po co? Skoro są pieniądze. Edukacja na prowincji nie jest tania, nikt nie inwestuje w edukację dziewczynek. Bez wykształcenia, bez znajomości języków, bez obycia, łatwo wpadają w spiralę branży. Czytałam o dziewczynie, która w wieku nastu lat utrzymywała z prostytucji 6 osobową rodzinę. Z przesłanych pieniędzy rodzina wybudowała piętrowy, murowany dom, wyposażyła go w wszystkie niezbędne sprzęty, założyła ogród, wydawała przyjęcia. W pewnym momencie u dziewczyny pojawiły się objawy schizofrenii, które z czasem zaczęły się nasilać. Oczywiście nie mogła już pracować. Wróciła zatem do domu. Co ją czekało po powrocie? Rodzina nie chciała jej znać, nie została wpuszczona do murowanego domu i zamieszkała w starym szałasie na palach bez bieżącej wody i prądu. Są pieniądze jest „twarz”, nie ma pieniędzy nie ma „twarzy” i rodziny.
Tak jak rodziny traktują swoje córki, tak one traktują swoich klientów. Chodzące bankomaty. Wysysają ich portfele do ostatniego dolara, euro czy innej waluty. Często panowie zakochani w ślicznej Tajce o skórze koloru mlecznej czekolady, przesyłają jej pieniądze ze swojego kraju. Obiecała, że zerwie z branżą jak tylko będzie miała wsparcie! Tylko, że ta mała, słodka istotka ma… kilku takich zakochany farangów. Pieniądze zaś spokojnie płyną na tajską wieś, na pewno nie korzysta z nich dziewczyna. Smutne to wszystko.
Niestety, dopóki w Tajlandii za pieniądze będzie można kupić wszystko, łącznie z ciałem, dopóty będzie się rozwijać zjawisko masowej seksturystyki. Patpong rozbudza ciekawość, ale też razi beznadziejną sytuacją tutejszych dziewcząt i chłopców, kobiet i mężczyzn, którzy pozbawieni perspektyw tkwią w branży tak długo, jak tylko mogą…