Dąbrówno - z tym miejscem jest związanych wiele wspomnień i twarzy. Łoś przebrany za plemnika udający w miejscowym sklepiku "pana z sanepidu", bigos z dzika z marchewką, lekcja kung-fu fighting, pijawka na tyłku...
Sobotnie południe spędziliśmy pływając po jeziorze żaglówką, a wieczór w trasie (Dąbrówno – Lubawa – Nw. Miasto Lubawskie – Kurzętnik) szukając ciekawych miejsc w okolicy.
Pierwszym ciekawym miejsce na które trafiliśmy przypadkiem to Sanktuarium Matki Boskiej Lipskiej w Lipach k. Lubawy. Urokliwy kościół z winem na ścianie, szuwary, aleje lipowe... Następnym przystankiem było samo miasto Lubawa - bardzo mi się spodobało. Zwiedziliśmy kościół św. Anny (z ok. 1330 r.) i nie byłoby w nim nic zaskakującego gdyby nie listy nazwisk przyczepione do każdej ławki... okazało się, że na liście znajdują się nazwiska osób, które maja „zaklepane” miejsce w danej ławce na daną mszę. Po Lubawie pomknęliśmy do Nowego Miasta Lubawskiego - kościół farny św. Tomasza Apostoła (najstarsza część z ok. 1330 r.) oraz warowna brama Łąkowska. W dobrych humorach udaliśmy się na poszukiwanie ruin zamku w Kurzętniku. Zamek ten, jak głosi napis, był miejscem „pogańskich obrzędów i demonów”, zachęceni takim zaproszeniem udaliśmy się na górę badać ruiny, a słońce właśnie zaczęło zachodzić...
W sobotę rano postanowiliśmy pojechać czarnym szlakiem rowerowym z Dąbrówna na Grunwald. Trasa bardzo przejemna, zielona, malownicza. Dojezdzamy pod tablicę "Pole Grunwald" i... wielkie rozczarowanie, nie ma zadnego pola tylko las. Krązymy dalej, przeciez słynna bitwa nie mogła odbyć się w krzakach. Na szczęście za lasem jest pole, duze prawdziwe pole bitewne. Teraz jest naprawdę ogromny i genialnie zwiedza się go na rowerze. Udało nam się dotrzeć pod kopiec Jagiełły (kopiec i nic więcej) oraz do ruin świątyni (prawdopodobne miejsce śmierci Wielkiego Mistrza Ulricha von Jungingena).
Sobotnie południe spędziliśmy pływając po jeziorze żaglówką, a wieczór w trasie (Dąbrówno – Lubawa – Nw. Miasto Lubawskie – Kurzętnik) szukając ciekawych miejsc w okolicy.
Pierwszym ciekawym miejsce na które trafiliśmy przypadkiem to Sanktuarium Matki Boskiej Lipskiej w Lipach k. Lubawy. Urokliwy kościół z winem na ścianie, szuwary, aleje lipowe... Następnym przystankiem było samo miasto Lubawa - bardzo mi się spodobało. Zwiedziliśmy kościół św. Anny (z ok. 1330 r.) i nie byłoby w nim nic zaskakującego gdyby nie listy nazwisk przyczepione do każdej ławki... okazało się, że na liście znajdują się nazwiska osób, które maja „zaklepane” miejsce w danej ławce na daną mszę. Po Lubawie pomknęliśmy do Nowego Miasta Lubawskiego - kościół farny św. Tomasza Apostoła (najstarsza część z ok. 1330 r.) oraz warowna brama Łąkowska. W dobrych humorach udaliśmy się na poszukiwanie ruin zamku w Kurzętniku. Zamek ten, jak głosi napis, był miejscem „pogańskich obrzędów i demonów”, zachęceni takim zaproszeniem udaliśmy się na górę badać ruiny, a słońce właśnie zaczęło zachodzić...