12 lipca 2011 - Pierwszy raz w Pekinie...

0

Pierwszy raz w Letnim Pałacu.

Do Letniego Pałacu jedzie się metrem ok. 40 minut, dwie przesiadki z Palcu Tiananmen. Park i zabudowania robią wrażenie, to druga rzecz (po Wielkim Murze), która naprawdę mi się podobała. Udało nam się wejść do wszystkich obowiązkowych punktów: Garden of Harmony, Wenchang Gallery, Tower of Buddhist Incense, Suzhou Street… Do niektórych miejsc wbiegliśmy przed zamknięciem ;-) Mimo tego, że spędziliśmy tam ponad pięć godzin nie było nudno, co chwile nowe miejsce do oglądania, nowy zakątek, nowy pomnik, nowy most… Generalnie super.

Pierwszy raz złapani na check point.

W pekińskim metrze obowiązują ścisłe zasady bezpieczeństwa. Przy każdym wejściu każą scanować torbę, mają też czujniki do wykrywania metalu i inne takie tajemne zabawki – tak jak na europejskich lotniskach. Tym razem złapali nas na… niewinnej butelce Coli. „Ochroniarka” mówi, że musimy oddać Colę, Fil mówi, że to tylko Cola. Oczywiście my nie rozumiemy jej, ona nas. Po chwili odkręcamy i pijemy Colę, łyczek za łyczkiem… Ona się uśmiecha i nas puszcza, skoro pijemy to znaczy, że nie ma tam bomby :-)

Pierwszy raz na Ceremonii Opuszczenia Flagi.

Wracamy z Pałacu Letniego, na Placu Tiananmen jesteśmy zaraz po 19. O zachodzie słońca na placu opuszczają flagę państwową. Myślę sobie – super, mamy godzinę, zobaczę całą ceremonię. Wychodzimy z metra i wpadamy w dziki tłum. Tłum czekający już kilka godzin na codzienne opuszczenie flagi. Myślę sobie – przechytrzę tłum i przejdę podziemiami, prosto na plac, pod sama flagę. Niestety podziemia są zamknięte – bo jest ceremonia opuszczenia flagi. Wszędzie pełno policji i żołnierzy. Stajemy grzecznie przy barierce, nie widzę nic poza czubkiem słupa z flagą… Stoimy tak 40 minut. W końcu otwiera się Zakazane Miasto, wychodzą dwa szereg żołnierzy, podchodzą do słupa, opuszczają flagę, składają flagę, marszem wracają do Zakazanego Miasta i… koniec. Całość trwa może z 5 minut. Wszystko widziałam tak dokładnie ponieważ przechytrzyłam Chińczyków i Fil wziął mnie na ramiona ;-)

Pierwszy raz płakałam przy jedzeniu.

Po opuszczeniu flagi idziemy w kierunki LeoHotel, głodni. Bardzo, bardzo głodni. Fil mówi widziałem fajną knajpkę. Idziemy zatem do fajnej knajpki. W fajnej knajpce jest obrazkowe menu. Zamawiam to na czym nie ma papryki czyli kaczkę, Fil bierze wołowinę jako starter, a potem kociołek z wieprzowiną. Miło gaworzymy przy piwie, a tu nadchodzą dania… Kaczka jest posypana grubo chili, wieprzowy kociołek też. Nie poddaje się, jestem tak głodna, że zjem wszystko. Zjadam trochę kaczki, wieprzka i czegoś bliżej nie określonego. Wypijam prawie duszkiem piwo i łzy płyną mi po policzkach… Ostro !!! Mam nadzieje, że nie sprawdzi się zasada „ostro na wejściu, ostro na wyjściu”. Nie poddaje się, gryzę głowę kaczki (upieczony móżdżek smakuje nijak ostro, dziób trochę chrupie). Po przyjściu do Leo obowiązkowa dezynfekcja - Żubrówka Biała jakby nie było jesteśmy akcjonariuszami CEDC i musimy nakręcać sprzedaż

Pierwszy raz próbujemy robić rezerwację hotelu przed przyjazdem.

Okazuje się, że nie ma miejsc, ale w to nie wierzymy ;-) Jedziemy i zobaczymy kto wygra Polska czy Chiny w tej mało równej walce ;-)

PS. Pierwszy raz robiłam manicure.

Przedwczoraj pierwszy raz zrobiłam sobie manicure z Chinach. Dziecinnie proste, wystarczy wsadzić paznokcie pod ciśnieniowy spryskiwacz trawników. Skórki idealnie oddzielone, paznokcie wygładzone, ręce czyste. Genialne i darmowe. Polecam!

P.P.S. Pierwszy raz noodle w pudle.

Chiny słyną w Polsce z zupek chińskich z Radomia (przepraszamy za kryptoreklame firmy VIFON ;-) ) Zupki Instant są tutaj bardzo popularne i stanowią podstawę wyżywienia backpakera i typowego Chińczyka ;-) Za nami już pierwsza zupka kurczakowa, przed nami krewetkowa. Zupki w pudle kosztują całe 4 yuan’y i są naprawdę dobre tym bardziej, że wrzątek jest łatwo dostępny wszędzie samoobsługowo i za darmo.



Jem pieczoną głowę kaczki z dziobem i resztą :)




Wyświetl większą mapę

0 komentarze:

Prześlij komentarz