pt. kaczka pekińska. Głodni wyruszamy z Leo w poszukiwaniu kaczki po pekińsku. Fil się napalił, jak woźny na święto szkoły. Jest w Pekinie więc kaczka po pekińsku obowiązkowo. Znalazł w Lonely Planet adres restauracji i idziemy go szukać… Docieramy na najładniejsza ulicę, podziwiamy sklepy, czerwone lampiony, Fil szuka kaczki. Niedaleko bramy na Plan Tiananmen widzę długą kolejkę, mówię do Fila: Tu na pewno jest Twoja kaczka! Fil się śmieje i nie wierzy. Podchodzi bliżej, czyta i okazuje się, że mam rację. Długaśna kolejka do knajpy (!) Śmiejemy się, że kto by stał w takiej długiej kolejce po kaczkę… Czekaj Fil sfotografuję tych ludzi, to jest numer, taaaaka kolejka po kaczkę, koń by się uśmiał!
I koń się śmieje bo po chwili dyskusji stajemy na końcu tej kolejki. Ponad 20 minut oczekiwania w kolejce zarządzanej przez pana kolejkowego z krótkofalówką. WCHODZMY DO NAJMODNIEJSZEJ KACZKI PO PEKIŃSKI W PEKINIE! W między czasie sprawdzamy w słowniku jak napisać „kaczka po pekiński” po chińsku ;-) Menu jest też w wersji anielskiej, choć w środku nie widać europejczyków. Zamawiamy dwa zestawy z kaczki. Na zakąskę - cebula z gęstym sosem słodko-kwaśnym, jak coś ma mnie otruć - będzie to właśnie to ;-) Po chwili wjeżdża mięso z kaczki i cieniutkie naleśniki. Obserwuję, że pieczone mięso wkłada się w naleśnik i dowolnie roluje. Jest pycha! Kaczka mięciutka, z kruchą skórką, tłuściutka… Palce lizać! Do tego wielki kufel chińskiego piwa i świat wygląda zupełnie inaczej :-)
Obok nas siedzi trzech chińczyków, zamawiają podobny set do naszego plus kufel piwa plus chińskie białe ryżowe wino (40%). Po chwili również zaczynają się dobrze bawić. Aby podróżować nie trzeba znać języka, body language mówi wszystko. Za nami siada chińczyk, który jest mocno zdegustowany ceną jedzenia – mimo, że nie rozpoznaje słów, rozumiem wszystko. Obok siedzą dwie siostry, nie rozmawiamy ale mamy wspólne poglądy na „Kaczy kuper po pekiński vel. Piczon”, Fil zerka z zainteresowaniem i robi zdjęcie. Ja i siostry nie może opanować śmiechu :-)
Objedzeni wracamy do Leo.
PS. W knajpie wszyscy są równi i wszyscy płacą wg tego samego menu. My biali byliśmy traktowani jak żółci.
I koń się śmieje bo po chwili dyskusji stajemy na końcu tej kolejki. Ponad 20 minut oczekiwania w kolejce zarządzanej przez pana kolejkowego z krótkofalówką. WCHODZMY DO NAJMODNIEJSZEJ KACZKI PO PEKIŃSKI W PEKINIE! W między czasie sprawdzamy w słowniku jak napisać „kaczka po pekiński” po chińsku ;-) Menu jest też w wersji anielskiej, choć w środku nie widać europejczyków. Zamawiamy dwa zestawy z kaczki. Na zakąskę - cebula z gęstym sosem słodko-kwaśnym, jak coś ma mnie otruć - będzie to właśnie to ;-) Po chwili wjeżdża mięso z kaczki i cieniutkie naleśniki. Obserwuję, że pieczone mięso wkłada się w naleśnik i dowolnie roluje. Jest pycha! Kaczka mięciutka, z kruchą skórką, tłuściutka… Palce lizać! Do tego wielki kufel chińskiego piwa i świat wygląda zupełnie inaczej :-)
Obok nas siedzi trzech chińczyków, zamawiają podobny set do naszego plus kufel piwa plus chińskie białe ryżowe wino (40%). Po chwili również zaczynają się dobrze bawić. Aby podróżować nie trzeba znać języka, body language mówi wszystko. Za nami siada chińczyk, który jest mocno zdegustowany ceną jedzenia – mimo, że nie rozpoznaje słów, rozumiem wszystko. Obok siedzą dwie siostry, nie rozmawiamy ale mamy wspólne poglądy na „Kaczy kuper po pekiński vel. Piczon”, Fil zerka z zainteresowaniem i robi zdjęcie. Ja i siostry nie może opanować śmiechu :-)
Objedzeni wracamy do Leo.
PS. W knajpie wszyscy są równi i wszyscy płacą wg tego samego menu. My biali byliśmy traktowani jak żółci.
Chiny - kraj kontrastów
W drodze na kaczkę po pekińsku
0 komentarze:
Prześlij komentarz