Nie mam czasu na dumanie bo namiot przemókł i trzeba zaczynać ewakuację. Wracamy z całym ekwipunkiem do kościółka, prosimy popa o wrzątek, a dostajemy również chaczapuri i ser, odwdzięczamy się paczką kabanosów. Wędzona kiełbasa zawsze łączy mężczyzn, bez względu na to w jakim żyją kraju i jakiego są wyznania.
Zostawiamy cały sprzęt u popów i decydujemy się podejść tak wysoko jak nam się tylko uda. Deszcz dalej pada, wchodzimy w chmury, idziemy chwilę w mleku ale dochodzę do wniosku, że to kompletnie bez sensu. Nic nie zobaczę, nie zrobię żadnego zdjęcia, przemoknę i przemarznę. Podejmujemy decyzję aby wrócić na noc do wsi. Po drodze spotykamy dwóch chłopaków wracających ze stacji Meteo, wrzątku nie dostali, przemarzli, nic nie zobaczyli, nie mówić już o ataku szczytowym (nie wyszli poza namiot). Na dole potwierdzają się tylko nasze przewidywania odnośnie pogody – do końca tygodnia pada. Pozostałe osoby, które spotykamy w Kazbegach również są w minorowych nastrojach, góra dała nam lekcję pokory. Ciężko to przełknąć ale trzeba się z tym pogodzić.
Śpimy w domu u Ninu, jest gorący prysznic oraz ciepła kolacja. Zjadam zupę, gołąbki, chleb, trochę sałatki, wypijam dwa kubki gorącej herbaty i marzę o położeniu się w ciepłym łóżku. Z tym ciepłem w gruzińskich domach to bywa różnie, kaloryferów nie ma, nie jest to jeszcze czas na metalową kozę, więc ubieram getry, skarpetki, ciepły podkoszulek, narzucam dwie kołdry, dwa koce i zasypiam…
Widok na lewo po przebudzeniu i wystawieniu głowy z namiotu...
widok na prawo - Kazbek w chmurach :-)
Śniadanie naszego psa :-)
Way to Mordor...
Resztki kolejki do Tsminda Sameba. Dawno, dawno temu...czyli w 1988 r ;-) Władze sowieckie zbudowały kolejkę linową ze stacją początkową w Kazbegi. Kolejka nie spodobała się Gruzinom, którzy uznali to za profanację świętego miejsca i... tak sabotowali budowę, że w końcu ją zniszczyli. Pozostałości kolejki można oglądać zarówno na dole jak i na górze.
Nocleg u Ninu - wspólny salon z komputem (był nawet internet do sprawdzania pogody :-)
Pokój Tygrysi! był jeszcze pokój z żółwiem i krokodylem ;-)