9 luty 2013 – Belgia – chocolateries, gofry i mule

Tyle miejsc do odwiedzenia, tyle czekolady do spróbowania! Idziemy wczorajszym, nocnym szlakiem na Grand Place, jest bardzo mroźno, na szczęście widać już słońce. Przechodzimy przez Galeries Royales Saint-Hubert – to jedna z pierwszych galerii handlowych w Europie. Dużo chocolateries i fantastyczny sklep z koronkami. Z galerii droga prowadzi prosto na Grand Place, który jest sercem Brukseli. Wspaniałe domy w stylu flamandzkiego renesansu i baroku, były siedzibą cechów rzemieślników i kupców: krawców, rzeźników, piwowarów, piekarzy, szkutników i wielu, wielu innych. 






Kamienica pod łabędziem – dawna siedziba cechu rzemieślników, mieści dziś ekskluzywną restaurację, to właśnie w tej kamienicy Karol Marks pisał swój słynny Manifest Komunistyczny, nim został poproszony o opuszczenie kraju.

Po drugiej stronie placu mieści się Kamienica pod Gołębiem, w niej mieszkał Wiktor Hugo, który pisał sobie o radykalnie o Napoleonie III. Niestety również został poproszony o opuszczenie kraju, na chwilę przed tym jak rozgrzewany cesarz kazał go ścigać i pojmać.




Oczywiście niesamowita jest również kamienica Dom Królewski (dawny Dom Chleba), który mieści teraz muzeum miasta Brukseli.

W sumie prawie każda kamieniczka niesie za sobą jaką historię…

Udaje mi się odnaleźć sikającą dziewczynkę - Jeanneke Pis! Jak to powiedział Mr. Debouvrie's twórca rzeźby, "Now we've got gender equality"! Ze względów bezpieczeństwa dziewczynka sika za kratami i kłódkami. 


Kolejny przystanek to Katedra Św. Michała i Guduli. Po drodze zaliczamy sklep z czekoladkami i łapiemy się na pierwszą darmową degustację czekolady. Mniam, mniam, mniam… Szkoda, że nie mają czekolady do picia. Ze schodów katedry rozciąga się przyjemny widok na stare miasto. Sama katedra jest ciekawa, ale jej niepodważalną zaletą jest to, że… jest ogrzewana. Dość mocno ogrzewa. Wyczytaliśmy, że w środku znajduje się ołtarz z pelikanami. Szukamy i szukamy ale po pelikanach ani śladu, pytamy miłego pana obsługującego wystawę (sprawa wrażenie, że o katedrze wie wszystko), niestety o pelikanach nie słyszał. A szkoda, bo są w bocznej nawie i takiego ołtarza nie ma żaden inny kościół. 

W kościele jest ciepło, miło, cicho, atmosfera służy kontemplacji oraz ... ;-)




Rozgrzani atmosferą w katedrze (tylko atmosferą ;) idziemy w stronę Pałacu Królewskiego, a później na Place Sablon (Grand i Petit). Nad samym placem góruje Notre-Dame du Grand Sablon, w środku też jest ciepło. Najfajniejsze kryje się jednak za świątynią, duży targ z antykami. Kryształowe żyrandole, futra, stare torebki, grające pozytywki i instrumenty, sztućce, karafki, delikatne filiżanki… Uwielbiam takie miejsca. O ceny nawet nie pytam, rzeczy wyglądają na autentyczne. Czas na belgijskiego gofra.




Decydujemy, że wracamy do pani „w brudnym fartuchu” na mule. Pani nas poznaje i dostajemy kir royale na wejście. W środku jest bardzo przytulnie, podoba mi się gazowy, płonący stosik drewna na środkowym stole. A mule… mule są przepyszne! Frytki są zbędne.