Jedną z zaplanowanych wypraw na rok 2012 było przejechanie rowerem Półwyspu Helskiego. Poniżej foto relacja.
W Trójmieście leje, we Władysławowie leje, mimo wszystko nie dajemy za wygraną i startujemy z Chałup. Za chwilę rozpocznie się pierwsza burza...
Chwilowa przerwa z deszczu, fantastycznie pachną mokre róże - przypominają dzieciństwo, kiedy ganiając z dzieciakami po parku jedliśmy płatki róż, a na odrapane kolana przykładaliśmy liście babki...
Wejście do portu w Jastarni. Druga burza za nami, mokre spodenki, mokre majtki, mokra czapeczka... Na szczęście nie jest zimno.
Kawiarenki, lalala, kawiarenki, lalala... Portowa kawiarenka w Jastarni. Wódka po 4, wino po 5. Proste menu to podstawa.
Między Jastarnią, a Juratą. Tu na plażę można wchodzić z psami. Zaczynami powoli schnąć, zdrapuję błoto i jadę dalej. Staram się jak mogę aby uciec przed deszczem.
Ucieczka się udaje, ostatni, długi las przed Helem i pogoda zaczyna dopisywać. Przed wjazdem do ośrodka prezydenckiego próbuję zrobić fotkę, ale momentalnie pojawia się uzbrojony strażnik i macha rękami, że nie wolno. Jakbym stanowiła jakieś zagrożenie. Zdjęcie pt. "ja i Gary Fischer" :-)
HEL - cel osiągnięty, pozostało jeszcze wrócić. Maszoperia to restauracja w jednym z najstarszych domów rybackich, pyszne jedzenie - polecam ziemniaka zapiekanego z cacykiem - pisownia oryginalna, do tego fląda, nic więcej do szczęścia nie potrzeba. Suszymy ubrania, świeci słońce i jest gorąco.
Hel - koniec, końców czyli wejście do portu.
Szybko śmigam lasem, 11 kilometrów ucieka pod kołami. Zaczynam czuć zmęczenie dopiero w Juracie. Jedziemy na molo, czeka mnie chwila zasłużonego odpoczynku.
Gdzieś w okolicach Kuźnicy...
Gdzieś w okolicach Chałup. Niestety nie ma czasu na długie sesje bo zbliża się kolejna burza. Jeszcze tylko naleśnik z bananem i czekoladą (w pełni zasłużony po takim wysiłku) i może zacząć padać.
...a wieczorem przyjechał Paweł :)
Chałupy welcome to!
W Trójmieście leje, we Władysławowie leje, mimo wszystko nie dajemy za wygraną i startujemy z Chałup. Za chwilę rozpocznie się pierwsza burza...
Chwilowa przerwa z deszczu, fantastycznie pachną mokre róże - przypominają dzieciństwo, kiedy ganiając z dzieciakami po parku jedliśmy płatki róż, a na odrapane kolana przykładaliśmy liście babki...
Wejście do portu w Jastarni. Druga burza za nami, mokre spodenki, mokre majtki, mokra czapeczka... Na szczęście nie jest zimno.
Kawiarenki, lalala, kawiarenki, lalala... Portowa kawiarenka w Jastarni. Wódka po 4, wino po 5. Proste menu to podstawa.
Między Jastarnią, a Juratą. Tu na plażę można wchodzić z psami. Zaczynami powoli schnąć, zdrapuję błoto i jadę dalej. Staram się jak mogę aby uciec przed deszczem.
Ucieczka się udaje, ostatni, długi las przed Helem i pogoda zaczyna dopisywać. Przed wjazdem do ośrodka prezydenckiego próbuję zrobić fotkę, ale momentalnie pojawia się uzbrojony strażnik i macha rękami, że nie wolno. Jakbym stanowiła jakieś zagrożenie. Zdjęcie pt. "ja i Gary Fischer" :-)
HEL - cel osiągnięty, pozostało jeszcze wrócić. Maszoperia to restauracja w jednym z najstarszych domów rybackich, pyszne jedzenie - polecam ziemniaka zapiekanego z cacykiem - pisownia oryginalna, do tego fląda, nic więcej do szczęścia nie potrzeba. Suszymy ubrania, świeci słońce i jest gorąco.
Hel - koniec, końców czyli wejście do portu.
Szybko śmigam lasem, 11 kilometrów ucieka pod kołami. Zaczynam czuć zmęczenie dopiero w Juracie. Jedziemy na molo, czeka mnie chwila zasłużonego odpoczynku.
Gdzieś w okolicach Kuźnicy...
Gdzieś w okolicach Chałup. Niestety nie ma czasu na długie sesje bo zbliża się kolejna burza. Jeszcze tylko naleśnik z bananem i czekoladą (w pełni zasłużony po takim wysiłku) i może zacząć padać.
...a wieczorem przyjechał Paweł :)
0 komentarze:
Prześlij komentarz