To była prawdziwa zima. Zaspy śnieżne w Tyliczu sięgały ponad dach samochodu, wydrążonymi tunelami poruszaliśmy się między domami, a śnieg padał i padał... Przygodę ze snowboardem rozpoczęliśmy od oślej łączki: wdrapanie się na "szczyt", zjazd, lądowanie na tyłku i tak w kółko. Pierwszego dnia byłam ubrana w podkoszulek, sweter, polar, kurtkę, drugiego dnia byłam już tylko w podkoszulku i kurtce. Trzeciego dnia bolało mnie wszystko, nawet te części ciała o których nie wiedziałam, że je mam. Po trzecim dniu rozpoczęłam naukę wjazdu na prawdziwą górę wyciągiem orczykowym... i uczyłam się do końca pobytu. Orczyk, snowboard i ja to zestaw który nie przypadł sobie do gustu, zwiedziłam zaspy śnieżne na każdym metrze wyciągu - po obu stronach ;) Finalnie zdobyłam górę orczykiem!
Jak ciężko ubrać deskę...
Jak dobrze ubrać deskę :)
...i w dół.
0 komentarze:
Prześlij komentarz