Zaczęło się pięknie, zebrani, zapakowani wyruszyliśmy w trasę. Dojechaliśmy do granicy Warszawy i koniec - korek. Korek do "samego morza". Na szczęście w połowie trasy znajduje się Dąbrówno więc szybko zmieniliśmy plany i wylądowaliśmy nad jeziorem z kartonami piwa. Po ciężkiej nocy postanowiliśmy kontynuować podróż i jednak dotrzeć nad morze :)
Pole namiotowe w Stegnie to głównie szyszki, szyszki i szyszki. Śpiąc w namiocie czuje się szyszki pod każdą częścią ciała. Szyszki i igły. Wieczór spędziliśmy na plaży budując z piasku gołą babę oraz obserwując zachód słońca. Zupełny luz blues...
Odpoczynek po bardzo ciężkiej pracy jaką jest rozbicie namiotu.
Blade WIPy i morze
Co WIPy mają w głowie...
Bez komentarza :)
Droga powrotna była dokładnie taka sama - jeden, wielki korek, zdecydowaliśmy wracać do stolicy przez wsie i pola, naprawdę wsie i pola. Najgorsze było to, że następnego dnia trzeba było zjawić się w pracy.
0 komentarze:
Prześlij komentarz