04.12.2010 - Wietnam, Mui Ne

0

Plażowanie. Jemy europejskie śniadanie i wyruszamy na plażę. Z nieba leje się żar, leżymy na leżakach, patrzymy na wodę. Prowadzimy rozmowę:
Ja: Jaka wielka fala, widziałeś?
Fil: Yhy…
Po dwóch minutach.
Fil: Idzie kolejna duża…
Ja: No…

Poza tym zastanawiamy się czy to już czas na zimne piwo, czy jeszcze nie. Okazuje się, że już. Do piwa jemy krewetki w czosnku i imbirze. Dzień leniwie mija. Po piwie kładziemy się n piasku i robimy nic, a dokładnie zajmujemy się komentowaniem rzeczywistości:
Patrz facet cały w tatuażach!
O, a widzisz tego śmiesznego psa?
Naprawdę duże fale…
Tych ludzi już gdzieś widzieliśmy?
Patrz jaki fajny surfer! (to już moje słowa ;)
Widzisz jak wysoko leci na kite'cie?

Tak upłynęły kolejne 4 godziny, po niech czas na szybki prysznic i wieczorną porcje krewetek. Wietnam to kraj w którym krewetki są tańsza od kurczaka więc korzystamy. Kolację jemy obok stolika pt. „Ostatnia Wieczerza”, zasiada tam 12 osób. Nad wszystkim czuwa Talib (chudy facet w dłuuugą brodą), obok siedzi kobieta Jaskiniowiec (z długim dredami i kościami w uszach), jest jeszcze Maryja, John Lennon, kobieta Wampir, Muzyk, japoński Surfer… i wszyscy jakoś się dogadują.

Łosiu, jak wrócimy to zaśpiewamy z Tobą, Twoja ulubiona piosenkę:
Już nie ma dzikich plaż,
Na których zbierałam bursztyny,
Gdy z psem do ciebie szłam
A mewy ósemki kreśliły, kreśliły
Już nie ma dzikich plaż
I gwarnej kafejki przy molo
Nie jedna znikła twarz
I wielu przegrało swą młodość, swą młodość





0 komentarze:

Prześlij komentarz